W naszych czasach z pokorą mamy pewien kłopot. Ona się nam po prostu nie opłaca. Jaki pożytek z powściągliwości i skromności, kiedy ludzie przebojowi i ‘jazgotliwi’ mają więcej posłuchu i uznania.

Zdaniem świata, ludzie pokorni i cisi to osoby:

wycofane, przegrane; nie zdolne do osiągania wymiernych sukcesów; łatwo je zakrzyczeć, znieważyć i podporządkować.

We współczesnym chrześcijaństwie nie cenimy już cnót, które świadczą o naszej pokorze. W lokalnych Zborach (Kościołach), cwani, przebojowi i krzykliwi członkowie zyskują większy posłuch i uznanie od prawdziwie wierzących, ale skromnych, powściągliwych chrześcijan. Bardziej zwracamy naszą uwagę na ludzi wykształconych. Cenimy ich wiedzę, przebojowość; ich materialny i zawodowy status. Nasi biedni bracia i siostry nie mają u nas większych szans. Nie poważamy ich i nie okazujemy im należytego szacunku. Proszę mi wierzyć, że dotyczy to nie tylko szeregowych członków, ale relacji pomiędzy pastorami, liderami tego samego kościoła. Pominę już fakt wzajemnych animozji i wrogości pomiędzy pastorami z różnych denominacji. Ci, którzy coś osiągnęli – imponują nam; cieszą się naszym szacunkiem. Ba, otaczamy ich ‘czcią’, a na skromnych i biednych w ogóle nie zwracamy naszej uwagi. Ze zdumieniem obserwuję proces zabiegania takich ludzi o uznanie świeckich ośrodków władzy. Wiemy, że dokładnie odwrotnie postępował Pan Jezus. On nauczał:

Mat 5:5         Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię.

A Piotr napisał, że:

1Pt 3:4          … ukryty wewnętrzny człowiek z niezniszczalnym klejnotem łagodnego i cichego ducha, który jedynie ma wartość przed Bogiem.

Tak naprawdę nie chodzi o to, czy cieszymy się uznaniem w tym świecie; czy jako pastorzy chlubimy się z posiadania znajomych wśród posłów, senatorów lub innych ważnych ludzi w świeckim systemie władzy. Te rzeczy mogą być dla wielu błogosławieństwem. Zauważam jednak pewien mechanizm, który polega na tym, że im więcej w nas świeckich systemów wartości; więcej w nas mądrości tego świata, tym mniej w nas mocy Bożej, prawdziwego namaszczenia w służbie i POKORY. Końcem tego jest zawsze MISTYFIKACJA! Pycha wyrzuca z nas Ducha Świętego. Pozostaje tylko mistyfikacja Jego obecności podczas nabożeństw; mistyfikacja namaszczenia w służbie muzycznej, w której dominuje już tylko profesjonalizm i buta śpiewaków oraz instrumentalistów. Okazuje się, że w większości przypadków nam to odpowiada?!

A jednak pokora jest zupełnie nieodzowna dla chrześcijanina. Bez niej nie może być poznania samego siebie; bez niej nie ma pokuty, prawdziwej wiary, czy wreszcie - zbawienia. Dlatego proponuję podążyć za objawieniem Słowa Bożego. Stańmy w Jego obecności i jak przed lustrem przypatrzmy się sobie, aby skorygować nasze postawy i naprawić poważne błędy. Bez tego, drzwi do Królestwa Bożego będą dla nas zamknięte.

Zachęcam do dalszego studium na ten temat i przeczytania całosci artykułu, który za chwilę zostanie opublikowany, o tym samym tytule co bieżący wpis

(Idź do: publikacji: Prawdziwa i fałszywa pokora)